niedziela, 22 lutego 2009

Każdy chce mieć udane małżeństwo.

Surfując po internecie bardzo przypadły mi do gustu strony dr. Mieczysława Guzewicza, a szczególnie audycja "Złota recepta na udane małżeństwo". http://sychar.wrzuta.pl/audio/mdHyHHGbF8/
Myślę, że gdyby małżonkowie zaczynający swoje życie dostosowali się dorad jakie przedstawia dr. Mieczysław Guzewicz, nie byłoby tyle rozwodów i skłóconych małżeństw.
http://sychar.wrzuta.pl/audio/u4wzyDeEaC/
Mnie osobiście wydaje się,że małżeństwo można porównać do dojazdy samochodem.
A mianowicie, nie wyjeżdża się na ulicę, jeżeli nie opanuje się techniki prowadzenia pojazdu oraz przyswojenia zasad ruchu drogowego. Podobnie jest z małżeństwem. Trzeba poznać, co jest jego celem . Sposoby i formy okazywania czułości na co dzień. Ja porównuję pielęgnowanie małżeństwa do roślinki w doniczce, że jeżeli się jej nie podlewa i nie da tyle światła co trzeba, to zginie.
To samo w małżeństwie. Jeżeli małżonkowie nie otrzymują od siebie odpowiedniej ilości: znaków, gestów, zdrobnień, ciepłych słów, spojrzeń, uśmiechu, delikatności. Związek będzie się kruszył. Dlatego należy codziennie robić rachunek sumienia, czy wystarczająco dziś kochało się współmałżonka. A jeżeli chodzi o dzieci, to one powinny być świadkami tego, że tata kocha mamę, a mama kocha tatę.

sobota, 14 lutego 2009

Cierpienie i nadzieja.

Chciałam się podzielić refleksją nad przeczytaną książką pt. " Nie ma bezsensownych dróg" Reinhard Abeln, Anton Kner.
Przeczytałam ją jednym tchem. Opowiada ona czym jest cierpienie. Jak zachować się w życiu, gdy spotyka nas krzyż. Jak należy cierpienie przyjmować.
Ktoś powiedział mi, że tę książkę pewna doktor daje pacjentom wraz z receptą. Czas w którym nawiedzają nas trudne dni autorzy nazywają pustynią.

Oto niektóre zdania z tej książki.

O tym, czy życie jest udane, nie rozstrzygają błogie chwile pełne blasku, ale te trudne; nie dni świąteczne, ale konkretny dzień powszedni ze swoją monotonią i różnorodnością zarazem...
Innymi słowy najważniejszych odkryć i doświadczeń dokonuje człowiek nie po słonecznej stronie życia, ale na pustyni...
Pustynia - to samotność, opuszczenie, jałowość, ciężary i obciążenia - to nie tylko męka, ale o wiele bardziej nieoceniona możliwość, aby dojrzeć i nabrać życiowego doświadczenia.
Kto ma za sobą doświadczenia pustyni, potrafi dotrzeć głębiej natomiast ten, kto boi się pustyni,
i ucieka przed nią jak " diabeł przed święconą wodą", trafia z deszczu pod rynnę.
Ucieczka jest wprawdzie zrozumiała, ale jednocześnie bezcelowa. Kto ucieka przed pustynią, przypomina człowieka z Dalekiego Wschodu, o którym opowiada legenda, że chciał się pozbyć swojego cienia. Cokolwiek robił, było jednak bezskuteczne.Tarzał się po ziemi, skakał do wody, próbował przeskoczyć swój cień. Daremnie!
Cień szedł wszędzie za nim, był zawsze równie szybki jak on, aż mężczyzna padł martwy z wyczerpania...
Każdy może przez noc, z godziny na godzinę znaleźć się na pustyni: przez drobną niezręczność, która czyni go do końca życia kaleką - przez nieprzemyślane słowo - przez lekkomyślność - przez nieznośnego sąsiada - przez koleżankę, z którą trudno wytrzymać - przez żyłkę, która pęka - przez celowe oszczerstwo lub zbyt późno rozpoznaną chorobę.
Jakże błyskawicznie może dojść do paraliżu, zawału serca lub mózgu - również u najbardziej żywotnego mężczyzny, u najsilniejszej kobiety! Nieszczęście, do którego może dojść, ponieważ coś zawiodło - maszyna lub człowiek! Cokolwiek jednak mamy odkryć i wycierpieć - może stać się dla nas szansą życia. Pustynia ma swój wielki sens. Nic w życiu nie jest daremne, niepotrzebne, bezsensowne.
Opłaca się żyć i cierpieć! Cierpienie to łaska, i jeśli Bóg pragnie człowieka przyciągnąć do siebie szczególnie blisko, zsyła mu szczególnie ciężki krzyż. Tak, droga przez pustynię, godziny pod krzyżem - są największymi osiągnięciami naszego życia.